W piosence “Kwarantanna” lwowska grupa komików występująca pod nazwą Kurwa Matj apeluje o otwarcie granicy ukraińsko - polskiej. Żarty żartami, ale sytuacja w rejonach przygranicznych na Ukrainie po jej zamknięciu wcale nie jest prosta. Zresztą podobnie, jak polskich pracodawców.
Włodko i Josyp rapują wraz z nagranym za pomocą komunikatorów anonimowym chórem, żeby zamykać restauracje, cerkiew partiarchatu moskiewskiego, kluby, ale żeby choć otworzyć granice.
Oczywiście, jak to zwykle u nich sugerują, że chodzi o przemyt, ale tak naprawdę sytuacja jest o wiele poważniejsza, przede wszystkim ze względu na to, że pandemia sprawiła, iż wielu Ukraińców pracujących w państwach Unii Europejskiej nie może teraz wyjechać, a na miejscu u siebie w kraju, pracy po prostu nie ma. Jeśli spojrzymy na statystyki, najbiedniejsze obwody (te gdzie jest najmniejszy PKB/ osobę) to te położone w zachodniej części kraju, czyli między innymi: tarnopolski, rówieński, iwano-frankowski i wołyński oraz zakarpacki i czerniowiecki. Trochę lepsza sytuacja jest w obwodzie lwowskim.
Epidemia koronawirusa sytuacji gospodarczej tego regionu na pewno nie poprawi, a z dużą pewnością można stwierdzić, że pogorszy: zmniejszy się i tak mała liczba miejsc pracy, a pensje zapewne nie będą rosły tak, jak to było w ostatnich latach, gdy po prostu brak było siły roboczej, a traktorzysta w zapomnianym przez Boga Bełzie przy granicy z Polską mógł liczyć w sezonie na równowartość niemal 3 tysięcy złotych miesięcznie. Zresztą te tendencje już widać: na początku kwietnia na Wołyniu było zarejestrowanych 9100 bezrobotnych, o 1500 osób więcej niż w tym samym okresie zeszłego roku. To wzrost o niemal 20 procent. I to tylko na początku pandemii. Przy tym można przypuszczać, że wielu tych, którzy wrócili z zagranicy wcale się nie rejestruje w urzędach pracy.
Dla wielu Ukraińców praca za granicą była i pozostanie zatem głównym źródłem dochodów. Dlatego w ukraińskich mediach pełno jest informacji o tym, że chcą oni wrócić na Zachód. Ci którzy mają odpowiednie dokumenty wracają do Polski płacąc za podróż kilkukrotnie więcej niż dotychczas.
Tu na przykład informuje o tym łucka telewizja Awers:
Brak dochodów z pracy za granicą to jednak problem nie tylko zachodniej części Ukrainy, ale całego kraju. W zeszłym roku, tylko oficjalnie, gastarbeiterzy przekazali niemal 13 miliardów dolarów. To 10% całego PKB Ukrainy. Za tę sumę żyją nie tylko rodziny tych, którzy pracują za granicą, ale też tych, którzy je obsługują: remontują domy, mieszkania, obsługują w restauracjach i knajpach. W skali mikro widziałem to w zeszłym roku w Żółkwi w szeroko pojętym sezonie wakacyjnym. Na rynku stały wówczas ogródki piwne, które pełne były klientów, wśród nich wielu którzy pracowali na Zachodzie. Wystarczyło posłuchać rozmów: ktoś wrócił z Gdańska, a ktoś z Barcelony, ktoś jedzie do Krakowa, a ktoś do Bratysławy. Nie ma co się zatem dziwić, że ukraińskie władze, które początkowo utrudniały wyjazdy gastarbeiterów w czasie pandemii, po fali krytyki zaczęły zapewniać, że czasy ZSRR już się skończyły i nikogo na siłę w kraju trzymać nie będą. Być może Kijów zdał sobie też sprawę, że tego rodzaju nieprzemyślane i niekonsekwentne kroki sprawiły, że wielu tych, którzy jeszcze zastanawiali się jechać, czy nie ze względu na wysokie koszty, po prostu szybko spakowało walizy i zniknęło z Ukrainy obawiając się, że rząd może rzeczywiście całkowicie zamknąć granice. Prezydent Wołodymyr Zełenski mówił o tym (co prawda w drugą stronę, w kierunku na Ukrainę) pod koniec marca, czym spowodował chaos na przejściach z Polską, kiedy to wielu Ukraińców starało się, jak najszybciej przekroczyć granicę obawiając się, że utkną w Polsce. Internet pełen był wówczas filmików pokazujących, co się działo w okolicach przejść granicznych.
Wracając do “grupy” Kurwa Matj. Włodko i Josyp marzą o Krakowie, czy Wrocławiu i oczywiście o zakupach w Biedronce. Ale o tym żeby ukraińscy pracownicy przyjechali do Polski myślą też coraz częściej polscy pracodawcy. Według oficjalnych danych, z 1,2 miliona Ukraińców, którzy pracowali w Polsce, wyjechało niemal 200 tysięcy. Warszawa poszła na rękę tym, którzy zostali i wprowadziła odpowiednie ułatwienia, stopniowo wznawia też wydawanie wiz dla tych, którzy są już na Ukrainie. Podobnie zabiegają o nich także, między innymi, Finowie, Austriacy, Niemcy i Brytyjczycy. Te kraje i tamtejszych pracodawców stać na bardziej zdecydowane działania, na przykład, organizację charterów. To oznacza, że sezon zbioru urodzaju może być dla polskich sadowników i rolników wyjątkowo ciężki.
Comments